Pani Willie Mae Goodman jest czarnoskórą Amerykanką, która jest rzeczniczką osób niepełnosprawnych od krótko po urodzeniu się jej córki, Margaret, 67 lat temu. Małgosia urodziła się z poważną niepełnosprawnością, przez co nie mogła chodzić, mówić ani się karmić. Pani. Goodman umieściła córkę w Willowbrook State School za radą lekarzy, którzy stwierdzili, że szkoła może pomóc Margaret w chodzeniu i mówieniu.
Po ujawnieniu fatalnych warunków panujących w Willowbrook State School, państwo przeniosło Margaret i inne dzieci z intensywnymi potrzebami medycznymi do nowej szkoły o nazwie Gouverneur State School, gdzie możliwa była bardziej zindywidualizowana opieka. Jednak kiedy ograniczenia budżetowe zagroziły zamknięciem Gouverneur State School w 1970 r., a władze stanowe zaplanowały przeniesienie Margaret i innych dzieci z powrotem do Willowbrook, pani Goodman mówi, że jej walka o sprawiedliwość nabrała rumieńców.
"To stało się początkiem mojej bojowości, dotyczącej walki o tych, którzy mają mniej szczęścia, walki o tych, którzy są niepełnosprawni" - mówi pani Goodman. "Walczyliśmy o to, żeby miały tożsamość i żeby rodzice i dzieci byli szanowani".
Stowarzyszenie Rodziców Gouverneur (GPA), które założyła pani Goodman, stało się pierwszą grupą rodziców, która pozwała dawny stanowy Departament Higieny Psychicznej do sądu. Na mocy nakazu sądowego udało im się zablokować przeniesienie swoich bliskich z powrotem do Willowbrook State School.
Ostatecznie, dzięki wsparciu pani Goodman, Margaret powróciła do swojej dzielnicy, otwierając rezydencję na Manhattanie, gdzie Margaret mieszka do dziś.
Pani Goodman widzi podobieństwa między ruchem praw obywatelskich a ruchem praw osób niepełnosprawnych.
"Wychowałem się na południu i powiedziano nam, że z tej fontanny można pić wodę. Jeden powiedział "kolorowy", a drugi "biały" - wyjaśnia Goodman. "Nie żebyśmy chcieli pić wodę z tej fontanny, ale uznaliśmy, że powinniśmy mieć możliwość wyboru". Goodman mówi, że osobom niepełnosprawnym i ich rodzicom podobnie odmówiono prawa do dokonywania wyborów.
"Postrzegam uprzedzenia jako chorobę" - powiedziała pani Goodman. "Nie lubisz mnie, bo jestem Czarny, albo nie lubisz dziecka, bo dziecko jest niepełnosprawne? Kiedy uznajemy siebie nawzajem za ludzi, te bariery znikają. Mam takie powiedzenie, najpierw jesteśmy ludźmi i potem jesteśmy niepełnosprawni. Jeśli najpierw spojrzycie na nas jak na ludzi, to nigdy nie spojrzycie na nas jak na niepełnosprawnych."
Dziś pani Goodman podejmuje decyzje w imieniu swojej córki Małgorzaty. Ale praca jej życia to nie tylko orędownictwo na rzecz córki, to orędownictwo na rzecz wszystkich osób niepełnosprawnych, które nie mają głosu.
Pani Goodman organizowała rodziców i przemawiała przed radami społecznymi, gdzie była zmuszona słuchać, jak ludzie argumentowali, że wartość ich nieruchomości spadnie, jeśli jej córka wprowadzi się do sąsiedztwa. Słuchała, jak ludzie mówili niewypowiedziane rzeczy o osobach niepełnosprawnych, których - jak mówi - nigdy nie zapomni. Ale ona wytrwała i nadal wypowiadała się przeciwko ignorancji i podważała nieprawdziwe informacje.
"Kiedy przyszedł czas, abyśmy weszli do społeczności, społeczność nas nie chciała" - wspomina pani Goodman. "Musieliśmy więc ich edukować, a to nie było łatwe".
Pani Goodman wspomina, że chciała urządzić przyjęcie urodzinowe dla swojej córki w lokalnej restauracji. Kiedy po raz pierwszy poszła do restauracji i powiedziała im, że jej córka i inne dzieci, które przyprowadzi, wymagają, aby ich jedzenie było oczyszczone, restauracja powiedziała, że nie można tego zrobić. Ale kiedy ludzie mówią, że rzeczy nie są możliwe, pani Goodman edukuje ich na jak aby były możliwe. W rezultacie restauracja nie tylko skończyła przecierać jedzenie w dniu przyjęcia, ale teraz regularnie przeciera jedzenie dla Margaret i jej współlokatorów.
Kiedy pani Goodman wraca myślami do przyjęcia urodzinowego córki, wspomina, że było ono tak piękne, że aż chciało jej się płakać. Inne miłe wspomnienia to gospel show i koncert, który zaplanowała w Apollo, oraz wielokulturowa parada, w której uczestniczyła jej córka i inni. Są to przykłady zwykłego życia społecznego, które tak wielu uważa za oczywiste.
Podczas gdy pani Goodman jest wdzięczna za postęp, jaki się dokonał, jest też smutna, że o niektóre rzeczy wciąż się walczy 50 lat później. "Nie mam nic przeciwko walce" - mówi. "Ale chcę widzieć rezultaty".
Pani Goodman, która jest 91, uważa, że potrzebne jest nowe pokolenie adwokatów, aby kontynuować walkę. Mówi, że rodzice i opiekunowie nie mogą po prostu zaakceptować tego, co jest w zasadach i przepisach.
"Musimy kierować się sercem" – mówi. "Musimy działać z punktu wyrozumiałości i kierować się naszą wiarą".
"Musimy nauczyć się komunikować ze sobą, aby zaprowadzić sprawiedliwość dla wszystkich, niezależnie od tego, kim jesteś" - powiedziała pani Goodman. "Kiedy nie mamy tej komunikacji, wszyscy tracimy. Rodzice i administratorzy muszą ze sobą współpracować, pomagać sobie, być prawdziwym partnerstwem. Każdy ma prawo do życia. Każdy ma prawo do otrzymania najlepszych usług. Musimy współpracować, aby zapewnić osobom niepełnosprawnym to, czego potrzebują."